Forum Harry Potter Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 [Z] Czerwono-żółty szalik Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Medea
Mugol



Dołączył: 25 Sie 2005
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zabrze

PostWysłany: Czw 23:52, 25 Sie 2005 Powrót do góry

Za betę dziękuję Nash.

Wysoki mężczyzna o rudych włosach szedł powoli przez miasto, rozglądając się bacznie. Wyraźnie czegoś szukał. Czegoś, a raczej kogoś, bowiem jego zmęczona twarz rozpromieniła się nieco, gdy dostrzegł w tłumie młodą kobietę ze strzechą brązowych, rozwichrzonych włosów. Podszedł do niej i uśmiechnął się lekko.
Oboje ruszyli w najwyraźniej doskonale sobie znanym kierunku.
Oboje wyglądali na młodych, ale doświadczonych przez życie na tyle dotkliwie, że odcisnęło to piętno na ich twarzach.
Oboje otuleni byli czerwono-żółtymi szalami charakterystycznymi dla należących do Gryffindoru uczniów Hogwartu, choć był środek lata, a oni sami ukończyli już szkołę.
Oboje wymownie milczeli.
Niespiesznym krokiem przemierzali miasto. Mijali pędzących przed siebie ludzi, którzy nawet ich nie zauważali.
W końcu mężczyzna i kobieta dotarli do starego, zdewastowanego domu handlowego. Zatrzymali się przed jego wystawą, na której stał podniszczony manekin reklamujący zieloną, nylonową sukienkę.
O ile dotąd postronnemu obserwatorowi wydawali się zupełnie normalnymi ludźmi, o tyle w momencie, gdy odezwali się do manekina i przeszli przez wystawową szybę, każdy, nawet największy mugol, zorientowałby się, że nie są wcale tacy zwykli.
Oboje byli przecież czarodziejami.
Znaleźli się w ogromnej i zatłoczonej recepcji szpitala świętego Munga. Ominęli siedzącą za biurkiem czarownicę, która znudzonym głosem udzielała pacjentom instrukcji, gdzie mają się udać. Weszli schodami na czwartą kondygnację budynku.
URAZY POZAKLĘCIOWE – głosił napis nad podwójnymi drzwiami. Mężczyzna nacisnął klamkę i przepuścił kobietę przodem.
Od razu widać, do kogo państwo idą - rzucił przechodzący obok uzdrowiciel, spoglądając na ich szale.
— Jak on się czuje? — zapytała szybko kobieta.
Uzdrowiciel przystanął.
— Fizycznie całkiem dobrze. Coraz częściej spaceruje po swoim pokoju.
— A co z… — zaczął rudy mężczyzna.
Uzdrowiciel pokręcił głową.
— Bez zmian. Wczoraj rzucił dzbankiem w uzdrowicielkę dyżurną, bo zapomniała szalika.
— Dziękujemy - powiedział mężczyzna i uścisnął dłoń uzdrowicielowi.
W oczach kobiety pojawiło się rozgoryczenie, które po raz kolejny zdusiło w niej wszelką nadzieję.
— Trzeba czasu — szepnął rudzielec, przytulając ją.
— Chodźmy już…
Ruszyli w głąb korytarza, a na jego końcu skręcili w lewo. Zatrzymali się przed nieoznaczonym żadnym numerem czy nazwą pokojem. Kobieta wyciągnęła różdżkę, mruknęła Alohomora i otworzyła drzwi.
Drobny, czarnowłosy mężczyzna siedział nieruchomo na łóżku w sterylnie czystym pokoju. Jego wzrok utkwiony był w suficie, jednak po chwili przeniósł się na stojącą w drzwiach parę. Mężczyzna nabrał w płuca powietrza, zupełnie, jakby się czegoś przestraszył, jednak gdy spojrzał w okolice ich szyj, wypuścił je ze świstem.
— Cześć — odezwała się kobieta tonem, który tylko jej wydawał się beztroski.
Czarnowłosy wrócił do obserwowania sufitu.
— Jak się czujesz, stary? — zapytał rudy, przysuwając sobie i swojej towarzyszce krzesła.
— Przynieśliśmy ci owoce — powiedziała kobieta, wyciągając z torby banany, jabłka i pomarańcze.
Czarnowłosy spojrzał na nich swoimi zielonymi oczyma, w których kryło się uprzejme zdziwienie.
— Owoce — powtórzyła kobieta, wskazując je palcem.
Mężczyzna kiwnął z wdzięcznością głową i kontynuował oglądanie sufitu.
— Wiesz, Neville oświadczył się Lunie — zaczął rudzielec.
— Tak! Planują ślub za dwa miesiące — podchwyciła kobieta. — Luna jest naprawdę szczęśliwa.
— A Ginny rzuciła swoją posadę w Ministerstwie Magii, żeby móc pomagać Fredowi z jego interesem. My jeszcze jakoś się trzymamy, ale on, biedaczek, wciąż nie może się pogodzić ze śmiercią George’a, choć minęło już tyle czasu…
— Ron! Nie mów przy nim o takich rzeczach!
— A czemu nie?
— Bo… Bo nie! Jeszcze przypomni sobie coś niemiłego!
— Och, daj spokój! Przecież on i tak nas nie słucha!
Rudy mężczyzna wstał gwałtownie z krzesła i zaczął przechadzać się po pokoju.
— Hermiono, spójrz na niego! To warzywo!
— Nie mów tak! Harry, nie przejmuj się nim.
Czarnowłosy nazwany Harrym nie zwracał na parę najmniejszej uwagi.
Zza drzwi wyłonił się uzdrowiciel z niedbale przerzuconym przez szyję czerwono-żółtym szalem.
— Wybaczcie, ale muszę zabrać pana Pottera na badania. Chodź, Harry.
Uzdrowiciel podszedł do czarnowłosego mężczyzny i chwytając go pod ramię, postawił na równe nogi. Ten nie opierał się, tylko grzecznie, jak pięciolatek podążający z mamą za rękę do przedszkola, dał się poprowadzić do wyjścia.
Drzwi zamknęły się.
Kobieta wybuchła płaczem.
Mężczyzna podszedł do niej.
Przytulił.
— Ron, nie mogę patrzeć na niego w takim stanie!
— Spokojnie, Hermiono. Chodźmy do herbaciarni. Porozmawiamy.
Wyszli z pokoju i udali się do herbaciarni na piątym piętrze.
Usiedli przy okrągłym stoliku w niewielkim, dusznym pomieszczeniu. Zamówili herbatę. Milczeli.
— Nienawidzę tego szalika! — wykrzyknęła nagle kobieta, zrywając go z szyi i ciskając nim w podłogę.
— Ja też go nie lubię — powiedział cicho rudzielec.
— Ron, powiedz szczerze. Czy myślisz, że on kiedykolwiek wyzdrowieje?
— Nie wiem, Hermiono.
— Ale jak myślisz?
Mężczyzna milczał.
— No, odpowiedz mi wreszcie!
Spuścił głowę, uporczywie wpatrując się w kostkę cukru leżącą na spodeczku.
— Nie sądzę — mruknął w końcu.
***
Miesiąc później Hermiona przygotowywała się w swoim wynajmowanym mieszkaniu do odwiedzenia Harry’ego w szpitalu. Przeczesała przed lustrem brązowe włosy i uśmiechnęła się blado do swojego oblicza. Słyszała, że Harry’emu nieco się polepszyło. Chwyciła jeszcze czerwono-żółty szal i już miała wychodzić, gdy przez otwarte okno wleciała niewielka sowa i zrzuciła na stół kopertę, po czym odleciała.
Kobieta sięgnęła po list i otworzyła go.

Do Sz.P. Hermiony Granger
Ponieważ figuruje Pani w naszej kartotece jako osoba, z którą należy się kontaktować w sprawie pana Harry’ego Pottera, który od czerwca 1998 roku przebywa na oddziale zamkniętym szpitala św. Munga, z przykrością zawiadamiamy, że dnia 12 września 2000 roku wyżej wymieniony pacjent zmarł wskutek szoku po użyciu zaklęcia Drętwota. Zaklęcie to zostało użyte, gdy pan Harry Potter zaatakował dyżurną uzdrowicielkę.
Przesłuchanie świadków w sprawie formalnego ustalenia przyczyny zgonu odbędzie się dnia 25 września 2000 roku w Ministerstwie Magii.
Z najszczerszymi kondolencjami,
dyrektor szpitala - Hipokrates Smethwyk.


Pasiasty szalik wysunął się Hermionie z rąk…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Triss
Przyszły Czarodziej



Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: ze Słońca

PostWysłany: Nie 15:32, 28 Sie 2005 Powrót do góry

Oh znam to opowiadanie już. Wydrukowałam sobie je i włożyłam w przezroczystą koszulkę, która wsadziłam w segregator. Są tam najlepsze jednopartówki, które czytałam w życiu. Naprawdę jestem ciekawa, czy kiedyś autor zgadnie i napisze to samo co wymyśliła już pewnie Rowling na zakończenie 7 tomu Harrego Pottera. Co jeszcze mogę powiedzieć? Naprawdę łatwiej jest krytykować, niż chwalić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)